12/11/2023
Corinne Klajda nie zwalnia tempa. „Mamy jeszcze sporo do zrobienia!”
Zapraszamy na wyjątkowy wywiad.

Corinne Klajda jest dyrektorką generalną Accord Group Polska, kochającą żoną i mamą dwóch dorosłych córek. Kiedy skończyła 50 lat postanowiła odmienić swoje życie i pokazać, że kobieta w każdym wieku może spełniać marzenia - swoje i cudze. Decydując się na start w serii najcięższych, pustynnych ultramaratonów 4 Deserts Run, zainicjowała projekt #CorinneRunsForGood, dzięki któremu wraz z Fundacją UNAWEZA, zbiera środki finansowe na stypendia sportowe dla polskich i ukraińskich Paralimpijek.

-Corinne Klajda wzięła udział w pierwszym ultramaratonie w 2021 roku. Przez 7 dni biegła przez pustynię Namib, pokonując 250 km. Rok później pokonała pustynię Atacama, a w kolejnym zmierzyła się z pustynią Gobi, choć tego ostatniego wyścigu na skutek wyzwań zdrowotnych, nie udało jej się ukończyć.

-Z zebranych wspólnie z Fundacją UNAWEZA środków co roku fundowane są stypendia dla Paralimpijek, by mogły nadal trenować, bez obaw o sytuację materialną.

-W 2024 roku Corinne zmierzy się ponownie z pustynią Gobi, a zwieńczeniem serii ultramaratonów będzie ekstremalny bieg na Antarktydzie.

Corinne landing page

Klaudia Kolasa: W październiku 2021 roku poleciałaś do Namibii, żeby po raz pierwszy wziąć udział w ultramaratonie 4 Deserts Run i przez siedem dni biec przez pustynię. Wyobrażam sobie ten potworny upał, piach pod stopami i zupełną pustkę dookoła. Pamiętasz swoje pierwsze wrażenia?

Corinne Klajda: Zanim to zrobiłam, myślałam, że to będzie wspaniała przygoda, ale w trakcie biegu zderzyłam się z rzeczywistością. Fizycznie to był ogromny wysiłek. W zasadzie bieg nie miał nic wspólnego z przyjemnością. Żar lał się z nieba, na plecach dźwigaliśmy plecaki, w których był cały nasz bagaż: jedzenie, ubrania, woda. Byliśmy ciężcy i mokrzy od potu. Do tego dochodziło dojmujace na pustyni wrażenie, że wszystko jest większe. Spoglądasz za siebie i tam nic nie ma, więc musisz iść do przodu. Niektórzy mówią, że biegnąc w 4 Deserts Run przekraczasz swoje granice - to niezwykle trafne. Czasem żartujemy z uczestnikami, że bieg staje się przyjemnością dopiero wtedy, gdy go skończysz.

Co sprawiało ci największą trudność?

Dźwiganie ciężkiego bagażu. Ważył dziewięć i pół kilo. Nie jestem przyzwyczajona do noszenia takiego obciążenia. Poza tym, z powodu upału miałam mokre plecy. Plecak w pewnym momencie zaczął je obcierać, powstały odparzenia. Kiedy zakończył się bieg, moje plecy były pokryte ranami. Dystans też jest przytłaczający. Myślisz sobie: „Dobra, jeszcze tylko dwa kilometry”. A potem widzisz, że przed Tobą wznosi się ogromna diuna. Na pustyni właściwie nigdy nie jest płasko. Ciągle poruszasz się z góry na dół i z dołu na górę. Zmienia się też podłoże. Czasem są to skały, innym razem piach, w który się zapadasz. Kiedy wbiegasz pod górę, masz to dziwne wrażenie, że od 15 minut się poruszasz, ale odległość się nie zmienia. Jakbyś stała w miejscu. Przez cały czas towarzyszy Ci myśl, że masz już dość, że pora się poddać. Zastanawiasz się, co tam robisz. Kontrolowanie własnych myśli w czasie biegu przez pustynię to ogromne wyzwanie.

Myślałaś, że pora się poddać, ale jednak się nie poddałaś…

Pierwszy kryzys przyszedł po tym, gdy przebiegłam zaledwie pięć kilometrów. Myślałam: „Co ja tu robię? To niedorzeczne, że czuję się tak po kilku kilometrach”. Prawie umierałam z przemęczenia. Uwierz mi, byłam wykończona. Na swoje szczęście, spotkałam innego uczestnika, który zaczął ze mnie żartować. „O rany, masz pietra. Biegniesz pierwszy raz?”. Przytaknęłam. „Od razu widać” - stwierdził. Próbowałam mu wytłumaczyć, że on nic nie rozumie. Mówiłam, że popełniłam ogromny błąd, że nie jestem gotowa na taki wysiłek. Wiesz, jak zareagował? Przez chwilę pękał ze śmiechu, po czym powiedział: „Przykro mi Corinne, nie możesz zawrócić. Zwinęli już namioty. Musisz biec do przodu, żeby dotrzeć do kolejnego obozu”. Nie miałam wyjścia, więc biegliśmy razem i przez cały czas ze mnie żartował, choć wcale nie było mi wtedy do śmiechu. Potem zaczęliśmy rozmawiać i zupełnie zapomniałam o tym, że chwilę temu chciałam się poddać. Nawet nie wiem, kiedy minęło 10 km. Dotarliśmy do stacji, a tam John przedstawił mnie lekarzom: „Ona z tych, co myślą, że nie są stworzeni do biegu”. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jeden z lekarzy powiedział: „Przykro mi, na tej stacji nie przyjmujemy rezygnacji. Możesz to zrobić, jak dobiegniesz do kolejnej”. Poczucie humoru pomogło mi to przetrwać. Trzeciego dnia ultramaratonu spotkałam mężczyznę, który siedział i płakał. I powiedział dokładnie to samo, co ja, kiedy miałam chwilę słabości. Pomogłam mu tak, jak ktoś pomógł mnie. W czasie wyścigu zawodnicy troszczą się o siebie wzajemnie. A po nim stają się przyjaciółmi na całe życie. Ta walka o przetrwanie jednoczy.

Ecovadis

Miałaś wtedy 50 lat, kochającą rodzinę i pracę marzeń. Dlaczego zdecydowałaś się wyjść ze strefy komfortu?

Mam dwie dorosłe córki. Jedna ma 25 lat, druga 22. Kiedy wyprowadziły się z domu, poczułam się, jakbym straciła pracę. Nagle nikt nie potrzebował, żebym mu gotowała, sprzątała, zawoziła do przyjaciół czy organizowała „nocowanie”. To taka praca, za którą nie dostaje się wynagrodzenia, ale wymaga uwagi i zaangażowania przez cały dzień. Nagle miałam ogrom wolnego czasu. Któregoś dnia rozmawialiśmy z mężem i powiedziałam: „Boże, muszę coś zrobić”. W odpowiedzi usłyszałam: „Znajdź sobie hobby. Masz teraz sporo czasu”.

Mógł nie wiedzieć, jak to się skończy…

Raczej spodziewał się joggingu w pobliskim lesie i powrotu do domu po 3 km. Kiedy powiedziałam mu, że planuję wziąć udział w ultramaratonie, był w szoku. Myślał, że zwariowałam. Że nie dam rady. Nawet zasugerował, żebym mierzyła siły na zamiary i znalazła coś innego. Miałam wtedy nadwagę. Ważyłam 67 kg, nie uprawiałam sportu. Chciałam udowodnić, że sobie poradzę. Chciałam pokazać światu, że kobieta po 50. nie musi być smutna, bezużyteczna i niewidzialna. Moim celem było dowiedzenie, że po 50., kiedy dzieci wyfruną z gniazda, można mieć jeszcze bardziej interesujące życie. Że w każdym wieku można spełniać swoje marzenia. Znalazłam trenera, a potem zaczęłam treningi.

I?

Nie miałam pojęcia, w co się pakuję. Byłam bardzo naiwna. Trenowałam 10-12 godzin tygodniowo, więc wyobraź sobie, jak się czułam. To było dla mnie bardzo dużo. W czasie treningów uświadomiłam sobie, że nie mogę tego zrobić tylko dla siebie. Żeby wytrwać, potrzebuję większego celu.

W ten sposób trafiłaś do Fundacji UNAWEZA.

Najpierw spotkałam się z kilkoma innymi fundacjami, ale do żadnej nie byłam przekonana. Poczułam, że jestem we właściwym miejscu, kiedy porozmawiałam z Martyną Wojciechowską i zespołem Fundacji UNAWEZA. Opowiedziałam im swoją historię, bo sama pochodzę z biednej rodziny. Gdybym nie dostała kiedyś stypendium, nie byłoby mnie tu teraz, więc ważne było dla mnie wspieranie rozwoju kobiet. Zaproponowały mi projekt dedykowany Paralimpijkom i poddały pomysł, aby zbierać fundusze na ich stypendia. To było to! Te kobiety są niesamowite. Pomimo niepełnosprawności przesuwają swoje granice i wygrywają medale dla Polski! Do tego mają takie pozytywne nastawienie, nigdy nie narzekają. Teraz to wiem! Wtedy wiedziałam tylko, że kiedy pojawił się pomysł, nagle brakujący element wskoczył na swoje miejsce. Później myślałam o nich, kiedy biegłam przez Namib. Harmonogram biegu wygląda tak, że przez cztery dni pokonuje się po 40 km, piątego dnia 80 km i ostatniego dnia 10 km. Ten piąty dzień jest bardzo ciężki. Biegnie się w ciemności, bo po 18:00 na pustyni jest już ciemno. Gdy miałam chwilę zwątpienia, myślałam o Paralimpijkach. Wiedziałam, że muszę poradzić sobie dla nich.

Udało ci się, wróciłaś do Polski, udowodniłaś wszystkim, że dałaś radę i w zasadzie mogłabyś na tym zakończyć swoją przygodę. Ale nie zakończyłaś. Kolejne 250 km pokonałaś na pustyni Atacama w Chile… a potem próbowałaś przebiec ultramaraton na pustyni Gobi.

Kiedy po pierwszym biegu rodzina odebrała mnie na lotnisku i zapytali, czy kiedykolwiek to powtórzę, zapewniałam ich, że nigdy w życiu. Dziewczyny z Fundacji UNAWEZA dzwoniły do mnie i pytały, jak się czuję. Mówiłam, że jeszcze nie mogę chodzić, mam siniaki, ale wszystko w porządku. Podkreślałam, że jedna edycja mi wystarczy. Po czym dwa tygodnie później obudziłam się rano i powiedziałam mężowi, że w zasadzie to czuję się już dobrze i udało mi się zrobić coś dla innych i że może… Nie musiałam kończyć. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Martyny z informacją: „Szykujcie się na drugą edycję”. Myślę, że po prostu potrzebowałam czasu, żeby oswoić się z tym, co przeżyłam. Poza tym Atacama była dla mnie wyjątkowa.

Dlaczego?

Tuż przed ultramaratonem zmarł mój ojciec. Poleciałam na Mauritius, żeby spędzić z nim jego ostatnie dni. Mówił, że jest ze mnie dumny i podkreślał, że mam pomagać kobietom, niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzą. Powiedziałam mu, że pomagam Polkom, bo w Polsce mieszkam najdłużej. Na Mauritiusie spędziłam 18 lat, w Chinach 10, a w Polsce ponad 20. Mówiłam mu też, że nie wiem, czy dam sobie radę, bo będę miała złamane serce, gdy go już z nami nie będzie. Na co on stwierdził: „Nawet, jeśli będę już martwy, to przyjdę, żeby skopać ci tyłek, jeśli nie przebiegniesz tego wyścigu”.

Atacama to był piękny bieg i przebiegłam go dla niego. Zaczęliśmy na wysokości 3200 m n.p.m., więc było mało tlenu. To było dziwne uczucie, bo mój tata miał chore płuca. Po prostu przestały działać. Gdy byłam przy nim, patrzyłam jak z trudem łapie powietrze. Myślałam o tym, gdy na tej wysokości też było mi ciężko złapać oddech. Inni biegacze radzili mi, żebym po prostu szła szybciej, żebym nie biegła. Ale robiłam swoje. W kolejne dni było już łatwiej.

Później zmierzyłaś się też z pustynią Gobi, ale tego biegu nie udało ci się ukończyć. Co się wydarzyło?

Po przebiegnięciu 100 km zemdlałam. Miałam wtedy drobną kontuzję nóg i brałam mocne leki przeciwbólowe. Prawdopodobnie podrażniły mój brzuch. Nie mogłam jeść ani pić. Kiedy lekarze mnie znaleźli, nie pozwolili mi kontynuować. Zostało mi tylko 20 km, ale to było 20 km przez diuny, na które nie mogą wjeżdżać samochody. Powiedzieli, że jestem zbyt odwodniona, żeby tak ryzykować. To doświadczenie nauczyło mnie pokory. Kiedy ciało wysyła ci znak, że coś jest nie tak, nie wolno go ignorować. Miałam ogromne szczęście, bo mogłam tam umrzeć. Kiedy upadłam, dwoje innych biegaczy było w pobliżu i zaopiekowali się mną, wzywając pomoc. Gdyby nikogo nie było za mną…

Mimo to spróbujesz kolejny raz?

Oczywiście! Nie mogę pozwolić pustyni wygrać. W 2024 roku zrobię drugie podejście do pustyni Gobi i planuję też wziąć udział w ostatnim wyścigu: na Antarktydzie.

Powiedziałaś, jaką lekcję dał ci wypadek w trakcie wyścigu na pustyni Gobi. A czego w ogóle nauczyłaś się dzięki „nowemu hobby”?

Że trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć „stop”. Czuję, że mam ogromne szczęście, ponieważ moi przyjaciele od początku mnie wspierali i motywowali. Wiele osób mówiło, że to szaleństwo i że nie dam rady. Sugerowali, żebym dała sobie spokój, że lepiej w sobotę „wyjść na miasto i się bawić”, zamiast katować się na treningach. Ważne jest to, żeby mieć wokół siebie osoby, które rozumieją twoje marzenia i wspierają Cię w ich realizacji.

Zebrałaś już 900 tys. zł dla Paralimpijek z Polski i Ukrainy. Jakie to uczucie?

To ogromna satysfakcja, choć zbieranie środków i proszenie ludzi o pieniądze nigdy nie jest łatwe. Jednak małymi krokami można osiągnąć naprawdę dużo. Jeśli pomożemy jednej dziewczynie dostać stypendium w tym roku i ona za parę lat pomoże innym, to nasza misja będzie spełniona. Paralimpijki to wspaniałe kobiety. Mówią, że jestem dla nich wzorem, ale to one są wzorem dla mnie! Patrzę, jak wygrywają medale. Teraz szykują się na XVII Letnie Igrzyska Paralimpijskie w Paryżu. To poważna sprawa. Jestem pewna, że nie wrócą do kraju z pustymi rękami. A my umożliwimy im rozwój. Zebraliśmy 900 tys. zł, ale mamy jeszcze sporo do zrobienia! Cieszę się, że możemy pozytywnie wpłynąć na czyjeś życie.

Projekt #CorinneRunsForGood można wesprzeć TUTAJ.

211122Unaweza-MK16525

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki.