18/09/2023
Ukraina: przemoc seksualna jako broń wojenna
Iryna Dovgan: Rosjanie używają przemocy seksualnej jako broni, żeby nas zniszczyć, ale jeśli będziesz silna, sama staniesz się bronią.

- Mówię każdej kobiecie: Rosjanie używają przemocy seksualnej jako broni, żeby nas zniszczyć, ale jeśli będziesz silna, sama staniesz się bronią. I będziesz bronią, która będzie działać przeciwko nim. Nikt w cywilizowanym świecie nie jest gotowy, by zamykać oczy na gwałt - podkreśla Iryna Dovgan. Wraz z SEMA Ukraine pomaga kobietom, które doświadczyły przemocy seksualnej w czasie wojny w Ukrainie. Ich działania można wesprzeć w ramach zbiórki zorganizowanej przez naszą Fundację UNAWEZA.

-Iryna Dovgan w 2014 roku była torturowana przez prorosyjskich separatystów

-W 2019 roku otworzyła w Ukrainie oddział organizacji SEMA. Jej zadanie to pomoc kobietom, które doświadczyły gwałtów wojennych

-Jest bohaterką trzeciego odcinka nowego sezonu programu „Kobieta na krańcu świata” Martyny Wojciechowskiej

-Statystyki dotyczące gwałtów wojennych w Ukrainie nie oddają skali problemu. Szacuje się, że tylko 6 proc. kobiet decyduje się mówić swoich doświadczeniach

-Fundacja UNAWEZA uruchomiła zbiórkę na rzecz organizacji SEMA

DSC07432

Kilka lat temu jesienią kobieta z Kalinówki podarowała Irynie morwę. Drzewo było już dojrzałe, kiedy wykopali je z korzeniami i wsadzili do bagażnika. Cząstki ziemi rozsypane w samochodzie były jedynym, co pozostało z jego dawnego środowiska. Iryna miała nadzieję, że w nowym miejscu, w ich domu pod Kijowem, morwa otrzyma nowe życie. Rozkwitnie i będzie dawała owoce. Tymczasem choć niby wszystko było w porządku, przez dwa lata powoli umierała. - Patrzyłam na nią i myślałam, czy przeżyje. Była taka słaba, miała małe liście. Czułam, że przeżywa to samo, co my. Porównywałam ją z nami. Z uchodźcami, których korzenie były w Donbasie, potem je wyrwano i posadzono w innym mieście - opowiada. Każdego dnia otaczała morwę opieką. Podlewała ją, różnymi metodami starała się stymulować jej wzrost. I w końcu się udało. Drzewo ukorzeniło się i z każdym rokiem stawało się coraz mocniejsze. Teraz ozdabia ogródek Iryny i daje owoce. - Kobiety, które po doświadczeniu przemocy musiały wyprowadzić się z terytorium okupowanego, straciły korzenie, straciły zdrowie. One chorują jak ta roślina, ale jeśli dostaną wsparcie, uwagę i pomoc, na pewno zaczną żyć dalej. Zregenerują się. W tym tkwi cały sens tego, co robię - podkreśla.

Pierwsza wojna Iryny

Chociaż od 2015 roku Iryna Dovgan mieszka pod Kijowem, większość swojego życia spędziła w Donbasie, w mieście Jasynuwata. To miejsce, gdzie razem z drugim mężem wybudowała dom. To miejsce, gdzie do pewnego momentu życia była jej rodzina i szczęście. Tam też mieli ogród. Rosły w nim krzaczki truskawek i krzewy malin. A na tafli wody w sadzawce unosiły się lilie. - Mieliśmy ogród, posadziliśmy kwiaty. Zrobiliśmy wszystko tak, żeby nam było dobrze w życiu. Żebyśmy mogli w spokoju razem się zestarzeć. Ja prowadziłam salon piękności, byłam kosmetolożką, wszystko się układało - opowiada. A potem przyszła jej pierwsza wojna.

fot. Mariusz Janiszewski : TVN : DSC08568

Chociaż świat mówi, że wojna w Ukrainie rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku, dla Iryny jej początek sięga 2014 roku. Miała wówczas 53 lata. Kiedy jej mąż opiekował się chorującym na raka płuc ojcem w Mariupolu, ona w Jasynuwacie zaczęła zauważać rosyjskich żołnierzy i ich kolaborantów. Po tym, jak teść zmarł, poprosiła męża, żeby tam został i spokojnie załatwiał sprawy spadkowe. Zawiozła do niego córkę. A kiedy wiedziała już, że jej rodzina jest bezpieczna w wolnym mieście, dokonała wyboru: będzie pomagała ukraińskiej armii. Nie pozwoli, żeby najeźdźca odebrał jej to, na co pracowała przez lata. Żeby odebrał jej tożsamość. - Codziennie widziałam, jak świat wokół mnie wariuje. Jak ludzie zaczynają wierzyć, że będą zarabiać dwa razy więcej. Że emeryci będą mieli cztery razy większe emerytury. Ludzie mówili, że benzyna będzie za grosze, bo Rosja ma bardzo dużo paliwa. Myśleli, że nam na Donbasie dadzą benzynę za darmo. Nie byłam politologiem, ale dobrze rozumiałam, że to pułapka. A wiele osób dookoła jakoś tego nie rozumiało - wspomina.

Znalazła grupę kobiet, które tak jak ona chciały być wolne. Postanowiły pomagać ukraińskim żołnierzom. Szykowały dla nich jedzenie, pakowały do samochodu wczesne jabłka i gruszki, żeby mogli się posilić i żeby mieli siłę do walki. Zbierały od ludzi kołdry i czyste ubrania, a potem ruszały w drogę. Jechały trasą, gdzie mogły spotkać swoich. A gdy tylko widziały żołnierzy, zatrzymywały się, żeby niepostrzeżenie przekazać im wsparcie. - Działałyśmy tak prawie półtora miesiąca, aż pewnego razu pojechałyśmy tam znowu, a naszych nie było. Przenieśli ich pod Gorłowkę do innego miejsca. Wolontariusze z wolnej części kraju wysłali nam dla nich kamuflaż. Całe auto było załadowane tymi ubraniami. Przez kilka dni próbowałyśmy ich odnaleźć. W końcu znalazłyśmy w małej wiosce Mychajliwka - opowiada.

Iryna chciała mieć dowód, że zebrane od ludzi pieniądze nie idą na marne. Chciała pokazać im, że kupione rzeczy dotarły do walczących mężczyzn. Jaki dowód byłby najlepszy? Zdjęcie. Po przekazaniu kamuflażu stanęła przy ukraińskiej fladze i ukraińskich żołnierzach. Ten moment uwiecznił aparat. - Rozumiałam, że to niebezpieczne, ale powiem szczerze, że nie do końca rozumiałam to niebezpieczeństwo. Kiedy mieszkasz 53 lata w wolnym kraju, widzisz wojnę tylko w telewizorze i czytasz o niej w książkach, to mózg do końca nie chce wierzyć, że wojna naprawdę się zaczęła. Czułam się wolnym człowiekiem. Robiłam to, czego wymagało ode mnie sumienie - mówi.

Gdy wróciły do Jasynuwaty, okazało się, że miasto jest w ogniu. Jechały przez ostrzeliwane dzielnice i nagle wszystko wydało jej się obce i przerażające. A przecież było to miejsce, gdzie znajdował się jej dom. - Kiedy byłam już u siebie i ucichły strzały, przyszli do mnie sąsiedzi. Pytali: Masz piwnicę? Może przenocujemy u ciebie wszyscy? No i przenocowali. Ściśnięci w piwnicy, słyszeliśmy jak na zewnątrz wali się świat. Wszyscy byliśmy przerażeni - wspomina. Rano została sama i wtedy do jej drzwi zapukał znajomy, który jechał do Mariupola. Zapytał, czy chciałaby, żeby coś ze sobą zabrał. Do torby wrzuciła złotą biżuterię, tablet i jeszcze kilka osobistych rzeczy. Odjechał.

Później, kiedy w jej domu panowała cisza, kolaboranci na punkcie kontrolnym przeszukiwali jego bagaż. Nie musieli prosić mężczyzny, aby odblokował tablet. Nie było hasła. Na ekranie zobaczyli zdjęcie Iryny z ukraińskimi żołnierzami. Podał im jej adres.

„Prowadzili mnie przez szereg dzikich zwierząt”

To był 24 sierpnia, niedziela. Ustały odgłosy strzałów i w domu panowała zupełna cisza. Iryna najpierw usłyszała, że jakiś samochód zatrzymuje się na tyłach budynku. Potem drugi podjechał z boku. Przy furtce stanął trzeci. Nagle dziesięciu mężczyzn wtargnęło do jej domu, wszystko działo się bardzo szybko. Do dziś pamięta rude włosy Rosjanina, który nimi dowodził. „Ty suko, my wszystko o tobie wiemy” - krzyczał, kiedy ją bili. A potem założyli jej coś na głowę, żeby nic nie widziała, obezwładnili ręce kajdankami i jak przedmiot wsadzili ją do samochodu. Gdy w milczeniu czekała, co będzie dalej, grabili jej dom. A potem zawieźli ją na komisariat. - Kiedy prowadzili mnie do celi, to już był koszmar. Mijałam kolejnych mężczyzn, a ci popychali mnie, bili, łapali za piersi. Ciągnęli moje ubrania - opowiada.

W ciągu godziny jej świat przestał być jej światem. Jakby nigdy nie istniała ta kobieta, która miała swój biznes, dom, męża, dzieci i wnuczkę. - Kiedy masz zakryte oczy i związane ręce, robią ci wszystko, co chcą. Nie możesz stawiać oporu. Chyba poszło im bardzo szybko. Bardzo szybko zrujnowali moje życie. Po tym już byłam inną osobą. Zastanawiałam się, czy jestem jeszcze człowiekiem… Nie czułam nic oprócz strachu. I znów prowadzili mnie przez ten szereg dzikich zwierząt, które krzyczały, śmiały, obmacywały mnie. Później wywieźli mnie do Doniecka - wspomina.

Dopiero tam jej oczy znów zaczęły widzieć. Przez pięć dni pozostawała przykuta do kaloryfera w celi. Bez wody. Piątego dnia przynieśli jej kaszę w pudełku po margarynie. I rzucili jak psu. Ale ona już nie chciała jeść. Chciała umrzeć.

Owinęli ją ukraińską flagą i przywiązali do słupa

25 sierpnia 2014 roku przyszło po nią pięciu mężczyzn pochodzenia kaukaskiego. Pamięta, jak powtarzała im jak zacięta płyta: Proszę, nie róbcie tego, mam 53 lata. Jestem matką i babcią. Błagam. A oni tylko się śmiali. Jeden z nich powiedział, że zaraz ją rozstrzelają. Przystawił jej pistolet do skroni. Nacisnął spust. Chociaż myślała, że umarła, wciąż żyła. Pistolet nie był naładowany. Chwilę później powiesili jej na szyi tablicę, na której napisali, że zabija dzieci. Obwiązali ją ukraińską flagą i wywieźli na plac w centrum Doniecka. Tam przywiązali Irynę do słupa przy skrzyżowaniu. Przechodnie bili ją i poniżali. - Ciągle podchodził do mnie taki straszny mężczyzna. Nie miał kilku zębów, jakiś ząb był złoty, miał brudną i zmierzwioną brodę. Podnosił moją koszulkę i powtarzał, że nawet nie warto mnie gwałcić, bo już zostałam wykorzystana. Że jestem „z drugiej ręki” - przypomina sobie.

To trwało trzy godziny. Wszystko, co się wtedy działo obserwowała jakby z boku. Jak kadry z przerażającego filmu. Nie czuła się upokorzona. Chciała, tylko żeby było po wszystkim. W myślach przepraszała swoją rodzinę za to, że chce zniknąć. Kątem oka dostrzegła przy słupie mężczyznę w białej koszuli. Miał duży aparat i plakietkę. Kiedy kolejna kobieta zadawała jej ciosy, on nacisnął spust migawki. Mauricio Lima uratował jej życie. - Wysłał to zdjęcie do redakcji New York Times. Ta gazeta została wydana jeszcze tego dnia, kiedy stałam przywiązana do słupa - relacjonowała. Zdjęcie zobaczył cały świat. 28 sierpnia dzięki międzynarodowej interwencji wypuścili ją na wolność. Ale w myślach wciąż była w niewoli.

- Żyłam kilka lat w swojej traumie i nieszczęściu. Mało komunikowałam się z ludźmi. Nigdy nikt mnie nie pytał o to, co się wydarzyło. Ale moja rodzina wszystko rozumiała, bo ja krzyczałam w nocy przez sen. Byłam zupełnie inna niż przed niewolą - podkreśla.

Kobiety, które zaczynają żyć na nowo

Kobiet, które doświadczyły i wciąż doświadczają gwałtów wojennych w Ukrainie, jest znacznie więcej. Większość z nich przeżywa swoje dramaty w ciszy. Szacuje się, że zaledwie 6 proc. Ukrainek decyduje się mówić o swoich traumatycznych przeżyciach. Statystyki nie uwzględniają więc matki z 17-letnią córką z obwodu kijowskiego, które zostały wykorzystane tej samej nocy przez rosyjskich żołnierzy, a rano wszyscy sąsiedzi udawali, że nic się nie stało. Nie uwzględniają też 76-letniej nauczycielki z obwodu chersońskiego, do której Rosjanin wtargnął nocą, a jedyne, o czym mówiła głośno, to to, że ukradł jej rower. Liczby nie pokazują kobiet, które milczą, żeby nie zburzyć spokoju bliskich. Tylko że ich życie nie wygląda już tak samo. Iryna wiedziała, że po swoich przejściach chce pomagać innym. Poznała kobiety z różnych stron świata, które przeżyły to, co ona i zjednoczyły się w ramach międzynarodowej sieci SEMA.

fot. Mariusz Janiszewski : TVN : DSC07789

Organizacja SEMA NETWORK została założona przez kongijskiego ginekologa, laureata Pokojowej Nagrody Nobla Dr Denisa Mukwege. To właśnie on razem z Nadią Murad walczył o to, by zaprzestano używania przemocy seksualnej jako narzędzia wojny i konfliktów zbrojnych. - Kiedy jedna z ocalałych kobiet znajdzie w sobie odwagę, aby przełamać ciszę, zainspiruje inne, żeby poszły w jej ślady. Na nazwę organizacji wybraliśmy słowo „sema”, które w suahili oznacza „mów”. Ocalałe kobiety często były ignorowane i uciszane - nie tylko w Demokratycznej Republice Konga, ale na całym świecie przez cały czas. Przełamanie ciszy to pierwszy krok, aby odzyskać prawa im odebrane - podkreślał Mukwege.

- Kiedy poszłam na pierwsze spotkanie, zobaczyłam totalne inny świat. Poznałam kobiety, które nie pozostały zamknięte we własnej skorupie - tak jak żyłam ja. Mogły śpiewać, ubierać się w kolorowe ubrania. Komunikowały się, wspierały nawzajem - wspomina Iryna. Obserwowała je i wyciągała wnioski. A potem zaczęła działać. - Pomyślałam, że to jest rozwiązanie. Że to jedyne wyjście z tej całej sytuacji: zjednoczyć się i wspierać wzajemnie. Tylko tak mogłyśmy znów poczuć, że każda z nas jest człowiekiem - mówi.

Od 2019 roku Iryna w ramach ukraińskiego oddziału międzynarodowej sieci SEMA jednoczy i wspiera kobiety, które przeżyły koszmar. Pracują z psychologami i uczą ofiary przemocy seksualnej przekształcać swoją traumę w rozwój pourazowy. Ponadto dokumentują zeznania i informują społeczeństwo o zbrodniach okupantów. Dążą do tego, żeby osoby odpowiedzialne za przemoc seksualną trafiły przed sąd.

DSC07916

-Po deokupacji obwodu kijowskiego jeździłam po małych wioskach i gwałty były pierwszym, o czym z przerażeniem opowiadali ich mieszkańcy. To był najbardziej bolesny temat. Kiedy pytałam ich, jak myślicie, dlaczego ta kobieta nie chce zeznawać, wszyscy mówili to samo: udajemy, że nic nie wiemy - wspomina, a potem dodaje: „Właśnie dlatego tak ważna jest dla kobiet wspólnota. W SEMA Ukraine kobiety opiekują się sobą nawzajem. Rozmawiają, spotykają się, znają swoje historie. Kiedy któraś potrzebuje pomocy socjalnej, prawnej czy medycznej, jednoczą się, żeby jej ją zapewnić”.

Według "Akcji Narodów Zjednoczonych przeciwko przemocy seksualnej podczas konfliktu" (UN Action Against Sexual Violence in Conflict) olbrzymią większość ofiar dzisiejszych wojen stanowią osoby cywilne, głównie kobiety i dzieci, a narzędziem, które jest systematycznie stosowane przez agresorów, jest przemoc seksualna. Gwałty wojenne odciskają piętno na życiu kobiet, ich rodzin i całej społeczności. To broń, która ma pomóc osiągnąć militarne i polityczne cele.

Milczenie i brak reakcji to dawanie cichego przyzwolenia na przemoc seksualną, jaka towarzyszy konfliktom zbrojnym. My reagujemy. Wraz z emisją odcinka programu „Kobieta na krańcu świata” z Ukrainy startuje zbiórka pieniędzy na rzecz organizacji SEMA i kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej w trakcie wojny. Każda zebrana złotówka zostanie przekazana organizacji SEMA UKRAINE.

Tekst: Klaudia Kolasa

Zdjęcia: Mariusz Janiszewski / TVN

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki.