03/06/2022
Zena Chahine #CoChceszPowiedziecSwiatu
Poznajcie historię Zeny z Libanu, która wzięła udział w kampanii CO CHCESZ POWIEDZIEĆ ŚWIATU?

Zena całe życie gasi pożary. Te prawdziwe i te symboliczne. Teraz potrzebuje wody. Przyjechała do Polski w stycz­niu 2022 roku i chociaż codziennie tęskni za rodziną, wie, że już nie wróci do kraju, w którym nie mogła być wol­na. Opuszczenie Libanu, a przede wszystkim rodziców, to była trudna decyzja. – Brakuje mi ich bardziej, niż myślałam, i z dnia na dzień to uczucie się pogłębia. Tracę jakąś część swojej li­ bańskiej duszy. Wieczorem przed zaśnięciem oglądam w tele­fonie zdjęcia najbliższych. Myślę sobie, że rodzice się starze­ ją, a ja nie mogę im pomóc – kiedy Zena to opowiada, płacze. Zaraz jednak ociera łzy, jak dziecko, które nie chce być przy­ łapane na chwili słabości. Prostuje się na kanapie, poprawia włosy i szeroko się uśmiecha, ale wcale nie sztucznie. Emanu­ je z niej dobra energia, nawet kiedy jest smutna. – Potrzebuję czasu, by się oswoić z nowym miejscem. Jestem przekonana, że będę czuła się lepiej, kiedy znajdę pracę. Będzie mi wtedy brakowało czasu na zmartwienia. Staram się nie skarżyć, bo nie chcę nikomu dokładać problemów. Ludzie tu, szczególnie od czasu wybuchu wojny w sąsiedniej Ukrainie, są wystarcza­jąco zestresowani.

220510_WysokieObcasy_MW_0480.jpg

Zena zawsze myśli o wszystkich, tylko nie o sobie. Ma 36 lat i by­ła pierwszą kobietą strażaczką w Libanie. Wyprowadziła się z do­mu od rodziców na wsi w wieku 17 lat i odtąd zawsze była samo­dzielna i niezależna. Przez 12 lat pracowała dla NGO­sów, zajmując się uchodźcami z Syrii, Iraku, Pale­styny i wielu innych krajów. Ciągle w terenie, zawsze gotowa, by po­ móc. W wolnym czasie była stra­żaczką libańskiej obrony cywilnej. – Dawałam innym wszystko, ale i tak nie mogłam być tym, kim je­stem naprawdę. Wolną kobietą.

Według Zeny kobiety w Li­banie nie mogą same podejmo­wać decyzji, a dziewczynki nie są wychowywane tak, by wal­czyć o swoje prawa, bo często nawet nie wiedzą, że je mają. – Li­ban jest zamkniętym krajem. Mimo naszej wielokulturowości – bo obok siebie żyją przecież muzułmanie, chrześcijanie, dru­zowie – nie uczy się otwartości na innych.

Żyj i daj żyć innym, to dewiza Zeny, ale w Libanie oznacza ona życie na marginesie. Kobiety mają najgorzej, bo są trakto­wane, jakby były czyjąś własnością. – W straży pożarnej nie mogłam przez to w pełni realizować swojej pasji. Często do­świadczałam złośliwości, wyzwisk i fizycznych ataków. Sły­szałam: potrzebujesz fiuta, żeby gasić pożary, jesteś tylko ko­bietą, jesteś słaba. Inni strażacy nie mogli zaakceptować tego, że jestem w stanie wykonać „męską robotę”. Często nie brano mnie na misje, tłumacząc, że jestem za niska, za szczupła. Cią­gle niewystarczająca.

Mimo to zagryzła zęby i postanowiła udowodnić nie słowa­ mi, ale czynami, że może być strażaczką. Kończyła kolejne szko­lenia, aż wreszcie mogła wziąć pod swoje skrzydła inne kobiety, otwierając im drzwi do tego zawodu. Teraz w jej remizie pracuje 20 kobiet, ale według Zeny wciąż nie są sprawiedliwie traktowane.

220510_WysokieObcasy_MW_1531.jpg

4 sierpnia 2020 roku w porcie w Bejrucie doszło do eksplozji składowanej w magazynie saletry amonowej. Zginęły 204 osoby, było ponad 6,5 tys. rannych, a co na najmniej 250 tys. osób straci­ ło swoje domy. Powodem zaniedbań, które doprowadziły do kata­ strofy, była korupcja w Libanie, od lat pogrążającym się w chaosie. Zena walczyła wtedy z ogniem na pierwszej linii. Do dzisiaj śni jej się ten pożar. Nocami widzi zwęglone ciała, słyszy krzyki kobiet i dzieci. Coś ten ogień w niej wypalił na zawsze.

Nawet wtedy pracujący z nią ramię w ramię żołnierze śmia­li się, że zamiast prawdziwego węża strażackiego, powinna po­ sługiwać się plastikowym. Zena pod kaskiem kryła łzy. – Pod gruzami leżeli ludzie, a strażacy debatowali, czy mogę iść z ni­mi na misję.

Czuła, że w Libanie już nie może oddychać. Była jak maszyna działająca według instrukcji obsługi. Dodatkowo po eksplozji sy­tuacja gospodarcza w kraju jeszcze się pogorszyła. Połowa jego mieszkańców żyje na granicy ubóstwa. Według Banku Świato­ wego to jeden z największych kryzysów gospodarczych i finan­sowych na świecie od połowy XIX wieku. W kwietniu 2022 ro­ ku, trzy miesiące po wyjeździe Zeny, Liban i jego bank central­ ny zbankrutowały. – Libańczycy żyją z dnia na dzień. Mnie się marzyło, by gasić pożary w innych krajach świata. Chciałam pra­cować dla organizacji pozarządowych, pomagać tym, którzy po­trzebują tego najbardziej, a szczególnie kobietom i dzieciom, bo one nie mają głosu. To marzenie jest wciąż aktualne, ale wiem, że nie mogę go zrealizować w swoim kraju. Kiedy przyjaciółka zaproponowała, żebym przyjechała do Polski, potraktowałam to jako znak. Szansę na nowe życie. Po tym, jak Zena podjęła decy­zję o wyjeździe, jej tata był zrozpa­czony. Był dla niej zawsze najwięk­szym wsparciem. Złamała mu ser­ce, chociaż w głębi duszy rozumiał jej decyzję, przecież zawsze zachę­cał ją do samodzielności, nigdy nie odgrywając tradycyjnej roli libań­skiego ojca. Nie kontrolował swo­jej córki, ale ją uskrzydlał. Zena ni­gdy nie widziała, żeby płakał tak jak w dniu jej wyjazdu.

Zena ugasiła już wiele pożarów, a teraz sama potrzebuje wody. Dla­ tego uciekła do Polski. Złożyła już dokumenty o pobyt tymczasowy i ma nadzieję, że go dostanie, rozpocznie pracę i nowe życie. Wresz­ cie na swoich zasadach. – Jestem gotowa podjąć się jakiegokolwiek zajęcia, bylebym czuła, że jestem komuś potrzebna. Nie mogę na razie pracować jako strażaczka, bo nie znam języka, ale chcę się go jak najszybciej nauczyć.

Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, jej pierwszym impulsem był wyjazd na granicę, ale powstrzymali ją przyjaciele. „Najpierw wyliż swoje rany”, doradzili. – Czuję się winna, że nie pomagam, więc staram się być z nimi myślami. Wiem, co przeżywają, cho­ciaż nasza sytuacja nie jest identyczna. Ale poczucie zagubienia i samotności jest takie samo. Wiem, jak trudno jest prosić innych o pomoc i pogodzić się z tym, że nie możesz mieszkać w swo­im domu, w swoim kraju, który przecież powinien być dla ciebie schronieniem.

Straciła swoje miejsce na ziemi. Jak inni uchodźcy i uchodź­ czynie czuje się wykorzeniona. Z domu zabrała psa Drago i pre­zent od siostry. To mała puszka, w niej 30 pasków papieru, a na każdym z nich jedno słowo symbolizujące to, za co powinna być w życiu wdzięczna.

Zena losuje trzy i czyta je na głos: Miłość, którą nam dajesz. Miłość, którą dostajesz od nas. Nadzieja.

Tekst: Anna Pamuła / Martyna Wojciechowska / Wysokie Obcasy

Zdjęcia: Marta Wojtal

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki.