19/06/2024
Wywiad z Lucyną Kornobys!
Poznaj bliżej naszą Stypendystkę projektu #CorinneRunsForGood

W 2016 roku Lucyna Kornobys zdobyła drugie miejsce na Igrzyskach Paralimpijskich w Rio de Janeiro, a w 2021 roku powtórzyła swój sukces w pchnięciu kulą na igrzyskach w Tokio. Historia polskiej lekkoatletki z niepełnosprawnością pokazuje, że w drodze do spełnienia marzeń nie ma rzeczy niemożliwych. - Wszystko, co osiągnęłam, zawdzięczam własnej pracy. Każdy, kto ma pasję w życiu i dąży do jej realizacji, na pewno nie będzie biernie patrzeć się na swoje życie - opowiada. Jest jedną ze stypendystek projektu #CorinneRunsForGood Fundacji UNAWEZA.

  • Lucyna Kornobys to polska lekkoatletka z niepełnosprawnościami. Ma na swoim koncie wiele sukcesów m.in. srebrny medal na Igrzyskach Paralimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku oraz srebrny medal na Igrzyskach Paralimpijskich w Tokio.
  • Jest jedną ze stypendystek projektu #CorinneRunsForGood

GJF_7044

Zdobyłaś srebrny medal na Igrzyskach Paralimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku, potem znów srebro w 2021 roku w Tokio. Jakie to uczucie?

Najważniejszy jest pierwszy medal. Przynajmniej dla mnie. Człowiek jedzie na igrzyska z niepewnością. To był mój pierwszy raz, więc wszystko było nowe, wszystkiego się uczyłam. Czułam ogromną presję ze strony rodziny, znajomych, bliskich, ze strony trenera i klubu. To było przytłaczające.

W Rio startowałam w dwóch konkurencjach. Pierwszą był oszczep. Zajęłam czwarte miejsce. To najgorsze dla zawodnika. Zabrakło mi 28 cm do brązowego medalu. Podjęłam decyzję, żeby się odciąć. Wyłączyłam wszystkie portale społecznościowe, żeby się skupić i wyciszyć. To mógł być mój pierwszy i ostatni raz na igrzyskach. Mogła to być jedyna szansa, żeby zdobyć medal. To podziałało. Rzeczywiście się udało. Wielokrotnie oglądałam już ceremonię medalową w Rio de Janeiro. Nie pamiętałam nawet jak zeszłam z płyty stadionu.

To musiały być ogromne emocje.

Nawet trudno wyjaśnić, jak ogromne. Człowiek nie spał, czekając na ceremonię następnego dnia. Do trzeciej nad ranem dyskutowałam z siostrą. Potem serducho wali, wjeżdża się na podium i pojawia się ta myśl: „Kurcze, udało się. Spełniłam jedno z wielu swoich marzeń”. Droga jest ciężka, ale kiedy uda się wygrać, zostaje tylko radość. Ja wszystkie medale oddaje na aukcje charytatywne. Ich zdobywanie jest najważniejszą drogą. To kształtuje człowieka.

Czyli nie należysz do osób, które ustawiają trofea w gablocie. Wysyłasz je w świat, żeby niosły dobro.

Dokładnie. Poza tym na mojej drodze ciągle pojawiają się fantastyczne osoby, które wspierają mój rozwój. Ja mogę się za to odwdzięczyć, przekazując dalej medale. Uważam, że na tym polega życie, żebyśmy sobie nawzajem pomagali. Wtedy staje się ono lżejsze, lepsze, cudowniejsze. Uśmiech częściej pojawia się na twarzy. Chyba właśnie o to chodzi.

GJF_6670

W tym roku liczysz na złoto?

Bardzo bym chciała. To moje marzenie. Próbuję je sobie wizualizować w podświadomości. To ważne, bo czasem głowa zawodzi. Ja muszę bardzo nad nią pracować. Uwierzyć, że jestem w stanie to zrobić.

Na razie wszystko wskazuje, że idę w dobrym kierunku. Żeby pokonać swoją konkurentkę, muszę pokonać swój rekord życiowy o jakieś 75 cm. W kuli to bardzo dużo, ale nikt nie powiedział, że się nie da. „Cokolwiek umysł może sobie wyobrazić, ciało może to osiągnąć” - mówił Budda. I tego się trzymam.

Ja myślę, że też bardzo dużo osób wierzy, że tym razem się uda. Masz w Jeleniej Górze - i w całej Polsce - bardzo wspierający fanklub.

To jest bardzo budujące. Startowałam do rady Jeleniej Góry i nie bardzo brałam udział w kampanii. Nie miałam jak, bo były obozy. Mimo wszystko zdobyłam ponad 433 głosy. To dobry wynik. Pokazuje zaufanie ludzi. Widzą mnie w różnych działaniach społecznych, które robię na całym Dolnym Śląsku. Myślę, że tak trzeba. My jako osoby „publiczne” powinniśmy dawać coś od siebie. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest to, że działam w środowisku osób z niepełnosprawnościami. Chcę pokazać w środowisku pełnosprawnym, że my jesteśmy takimi samymi obywatelami jak każdy inny pełnosprawny człowiek. Chcę pokazać osobom z niepełnosprawnością, że to, czy jesteś o kulach, nie widzisz czy nie słyszysz, nie zwalnia cię z tego, żeby być pełnoprawnym obywatelem. Żeby się nim czuć.

Opisz swój dzień z życia sportowca.

Zaczynam dzień około godziny 7 rano. Najpierw robię 15 lub 30 minut jogi. Wszystko jest uzależnione od tego, jaki mam dalszy plan dnia. Z jogą chodzi o to, żeby pozytywnie nastawić się na resztę dnia. Ta praktyka powoduje, że dzień od razu staje się łatwiejszy.

Później jest śniadanie, drobne zajęcia w domu - porządki, zakupy itp. Około 9:30 wychodzę na siłownię. Cztery razy w tygodniu. W środę mam wieloboje, a w sobotę technikę. Mam co najmniej dwa treningi fizyczne dziennie i do tego oczywiście trening mentalny. Potem, jak się udaje, trening z biofeedbackiem, odnowa, fizjoterapia i moje obowiązki społeczne: spotkania w szkołach, odkąd zostałam radną, też rada… Nie mam czasu na leniuchowanie, ale to dobrze. Im bardziej ma się dzień wypełniony, tym mniej myśli się o głupotach. W niedzielę zamiast treningu idę na dłuższy spacer albo basen. Przynajmniej jedna aktywność dziennie musi być. Do tego przynajmniej raz w miesiącu zgrupowania kadry.

Jedną z twoich działalności społecznych są spotkania z dziećmi w szkołach i domach dziecka.

Tak, ja sama byłam przez wiele lat w domu dziecka. Wiem, jak ciężko jest być opuszczonym przez rodziców. Moi rodzice dość szybko zmarli. Najpierw mama, potem tata. Nie mieliśmy wyboru - musieliśmy tam być. To nie była łatwa droga, ale myślę, że takie doświadczenia też nas kształtują. Dzisiaj próbuję uświadomić to młodzieży, która jest w placówkach. Mówię: „Zobaczcie, wyszłam z domu dziecka i nie miałam nic. Nie miałam, gdzie mieszkać. Miałam tylko rentę. Wszystko, co osiągnęłam, zawdzięczam własnej pracy”. Każdy, kto ma pasję w życiu i dąży do jej realizacji, na pewno nie będzie biernie patrzeć się na swoje życie. A czasami dzieciaki w placówkach i ośrodkach mają bardzo zaniżone poczucie własnej wartości. Wiem, bo sama takie miałam. Próbuję motywować młodzież. Opowiadać o sporcie osób z niepełnosprawnościami, o savoir-vivre osób z niepełnosprawnościami, o głowie, ale przede wszystkim, jak się żyje jako osoba z niepełnosprawnością, która coś w życiu osiągnęła. Niech to trafi chociaż do jednej osoby, to już będzie mój sukces. Trzeba dawać innym dobro. Ja cały czas je otrzymuję. Czasem zimą ktoś mi auto odśnieży, nie wiem kto. Tu pani Krysia, sąsiadka, pyta, czy mam obiad. Dbają o mnie i to jest mega miłe.

Opowiedz mi o swojej ścieżce. Jak to się stało, że zajęłaś się sportem?

To wydarzyło się całkiem przypadkowo. W 2008 roku była u nas msza dla osób z niepełnosprawnościami. Po niej było spotkanie, na którym pokazano siatkówkę na siedząco i inne dyscypliny. Ja już następnego dnia - w poniedziałek - byłam na treningu z siatkówki na siedząco. Wcześniej nie byłam świadoma, że jest coś takiego, jak sport osób z niepełnosprawnościami. Jestem osobą z niepełnosprawnością datowaną od 1993 roku. Sporo mi uciekło, ale uważam, że wszystko dzieje się po coś. Widocznie tak miało być. W 2008 roku pojechałam na swoje zawody w siatkówce, a w 2009 roku na pierwsze Mistrzostwa Polski w Lekkoatletyce. Tam zdobyłam trzy medale: złoto z kuli i dwa brązowe - w dysku i oszczepie. I stwierdziłam, że to jest to, co chcę w życiu robić. Dwa miesiące później byłam na swoim pierwszym kadrowym obozie. Pojechałam na ten obóz i to były dwa tygodnie intensywnych ćwiczeń. Organizm kompletnie nie był do tego przygotowany. Po powrocie musiałam wziąć dwa tygodnie zwolnienia.

Ciało musiało odpocząć.

Dokładnie. Bardzo nie lubię, jak ludzie mówią, że sport osób z niepełnosprawnościami to taka forma rehabilitacji. Kiedyś rzeczywiście tak było, ale teraz jest to forma rehabilitacji dla osób, które zaczynają dopiero swoją przygodę ze sportem. Później to profesjonalny, zawodowy trening. Ogromna praca z ciałem i psychiką. Ja jestem dziś inną osobą niż byłam na początku. Wtedy się bałam, nie miałam pewności siebie, nie byłam tak otwarta. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że jestem osobą wartościową. Nawet po pierwszym medalu na Igrzyskach do mojej głowy nie dochodziło to, że ja coś w życiu już osiągnęłam. W moim pokoju wisi plakat z Rio i do tej pory przypomina mi, że doszłam do tego swoją ciężką pracą.

GJF_7447

Jesteś stypendystką Fundacji UNAWEZA i projektu #CorinneRunsForGood. W czym pomaga ci wsparcie fundacji?

Stypendium #CorinneRunsForGood przede wszystkim daje mi spokojną głowę. Wiem, że nie muszę martwić się o to, że nie starczy mi na jedzenie, na opłaty, na jakieś dodatkowe odżywki, które są niezbędne do trenowania. Każdy zastrzyk pieniędzy jest mega ważny. Dzięki temu mogę sobie pozwolić na częstszą rehabilitację.

Co myślisz o działalności Corinne Klajda?

Oglądam wszystkie wpisy, które publikuje i bardzo się cieszę, że mam taką możliwość. Corinne ma taki hart ducha… To mnie motywuje do większej pracy i większego wysiłku, bo jeśli ona może, to ja nie mogę? Od razu chce się więcej. Biorę od niej malutką cząstkę siły. Nawet nie mogę powiedzieć, jak bardzo jestem wdzięczna za to, że spotkałam ją na swojej drodze i za to, co robi dla nas. Bo przecież ona to robi dla zupełnie obcych osób. Poświęca swój czas, swoje zdrowie i swój wysiłek… Tylko po to, żebyśmy mogły się spokojnie przygotowywać do kolejnego wydarzenia sportowego To jest właśnie to, co mówiłam. Pomaganie jeden drugiemu daje momentalnie kopa.

Gdybyś mogła podzielić się jedną mądrością, której nauczyło cię życie, co by to było?

Przede wszystkim nie poddawać się. Próbować żyć życiem swoim, nie innych. Robić to, na co ma się ochotę. Oczywiście wszystko w granicach sfery społecznej. Ważne, żeby znaleźć sobie pasję, marzenie i do niego dążyć. Życie osób, które mają pasję, wygląda inaczej niż tych, którzy jej nie mają. Nam się chce wstać, chce się wyjść z domu, chce się gonić za tą pasją. To jest najważniejsze.

Tekst: Klaudia Kolasa

CEZ_2657

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki.